BAD FILM, GREAT CAST- CATWOMAN

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Mam kota. To znaczy, jest to kot sąsiadów, ale często do mnie przychodzi. Mam też dużą wyobraźnię. Często myślę sobie, jaki taki kot jest niezależny, jak potrafi o siebie zadbać, jak szlachetnie wypada w porównaniu z naiwnym psem. Myślę, że nie jestem samotna w swoich wyobrażeniach. Nie myślałam jednak, że można się w nich posunąć o tyle dalej.

Pitof (wtf?!?!) domyślam się, jest francuskim robotem produkującym filmy. Nigdy bowiem nie widziałam tak absurdalnej i nieprzekonującej fabuły opowiedzianej w tak prostacki i mechaniczny sposób. Wyraźnie doszło do starcia scenarzysty wariata i reżysera robota. Oczywiście brakowało montażysty. Dołączył więc do nich edytor mucha. Mając tak silną ekipę, producenci zabrali się za Catwoman.

Brak mi słów, kiedy myślę o scenariuszu. The Room jest filmem złym, Anaconda jest filmem złym, Kochaj i Tańcz również jest filmem złym. Ale jakimś cudem Catwoman udaje się być filmem gorszym niż te wszystkie razem wzięte.

Film zaczyna nas od oswojenia z magicznościa kotów. Widzimy zdjęcia i wycinki gazet, na których pojawia się kot, a czasem obok niego kobieta w masce. O ile na samym początku teksty i zdjęcia trzymają się nawet kupy, to potem zwyczajnie kupą się stają. Majak przebija majaka i wiem, że to kwestia czasu, kiedy na ekranie pojawi się jakiś absurdalny napis rodem z “Czy leci z nami pilot?” Twarz kota, relacja z giełdy i groźna muzyka. Już w tym momencie powinnam była wyłączyć ten film i zamiast recenzji, błagać was o wybaczenie.

Halle Berry gra artystkę. Skąd wiemy, że jest artystką? Bo ubiera się w szmaty. Tak więc Halle Berry (Patience) chce tworzyć, ale jest zmuszona projektować reklamy w firmie. Żyje więc nudnym, nieśmiałym życie otoczona z obu stron przez dwoje najbardziej stereotypowych przyjaciół- grubą zalotkę i geja o najcieńszym głosie. Postacie te nie mają charakteru, mają po prostu uświadamiać nam jaka Halle Berry jest piękna, zdolna i niedoceniona.

Wszystko zmienia się kiedy pewnego dnia, Patience chcąc dostarczyć zaległy projekt, odkrywa sekret firmy. Otóż produkuje ona złe kremy do ciała, które zamieniają cię w iron mana. Patrząc na normalne zdjęcia Sharon Stone, jestem pewna, że używała tego kremu nie tylko w filmie.

Ochrona zauważa Patience i bierzemy udział w jednej z najnudniejszych scen pogoni. Nie jest to jakimś cudem najnudniejsza scena akcji w tym filmie, ale muszę przyznać, że jest blisko. Patience zostaje więc dosłownie wywalona z budynku falą wody i utopiona w ściekach. Na szczęście, i tu zaczyna się problem filmu, na szczęście kot ze zdjęć na początku filmu (opening credits) eh...ją łowi i po naradzeniu się z innymi komputerowymi kotami dmucha Patience w twarz. Nie wiem, o co chodzi. Patience niczym Jezus zmartwychstaje, aby rozpocząć swoje nowe życie. Życie kobiety-kota pod osłoną BDSM.

Jeżeli masz kota w domu i podejrzewasz, że kiedy spałeś, mógł na Ciebie chuchnąć, odpowiedz na poniższe pytania:
Czy pragniesz ryby?
Czy bliskie wydaje Ci się bliżej, a dalekie też bliżej?
Czy nienawidzisz deszczu?
Czy jesteś podejrzanie silny?
Czy masz ochotę lizać przystojnych policjantów?
Czy tylko Iron Man jest godnym Ciebie przeciwnikiem?

Jeżeli odpowiedziałeś “tak” na większość tych pytań, to oznacza, że zamieniłeś się w człowieka-kota. Przywdziej lateks, ukradnij motor i jedź na ryby.

W między czasie Patience zakochuje się w policjancie. Policjant ma jakby podejrzenia, że kobieta-kot i Patience to jedna osoba (bo ta podpisuje się na dowodach tak samo jak Patience podpisuje się mu prywatnie; poza tym pisze dokładnie to samo -_-’’’), jednak mimo podejrzeń, postanawia ją chronić. Postanawia ją chronić, mimo iż wszytskie dowody wskazują na to, że zabiła męża Sharon Stone. Oczywiście my wiemy, że tak się nie stało, ale nie ma na to żadnych dowodów. Jednak policjant jej ufa. Bo...bo tak. Cieszę sie, że nie mieszkam w Stanach. Prawo jest tam takie obiektywne.

Między tuńczykiem, łososiem a lateksem, kobieta-kot postanawia się zemścić za usiłowanie jej zabójstwa. Bez zastanowienia się dochodzi do tego, kto był sprawcą i w najbardziej sztywniackiej scenie akcji pokonuje złą Sharon Stone.

http://www.youtube.com/watch?v=AAS1a0LVIPc

A potem porzuca też policjanta. Bo to independent bitch.

Jest wiele elementów, które wpłynęły na znaczne pogorszenie się mojego stanu psychicznego podczas oglądania Catwoman.

1) Aktorstwo. Nie wiem, na czym to polega, ale nawet jak ktoś dostał pięćset oscarów, kiedy występuje w złym filmie, zaczyna nagle grać tragicznie. Czemu nie można po prostu zagrać średnio? Albo źle? Nie, w takim filmie, żeby jeszcze nas dobić, aktorstwo leży i miauczy. I tak, poprzednie zdanie tego akapitu prowadzi nas do drugiego punktu...

2) Poczucie humoru. Skoro poczucie humoru scenarzysty ogranicza się do dodawania mrrrr do poszczególnych angielskich słów, to może jednak nie próbować pisać dowcipów? Taka propozycja. Oto przykład “śmiesznej” sceny
hahaha, ale mu dokopała -_-’’’

3) Muzyka jest tak zła, że nawet nie zamierzam o niej napisać. Przykład jest w “śmiesznej” scenie

4) Montaż. Jak wpomniałam na początku recenzji, producenci postawili na nieludzką ekipę. Jest więc reżyser robot, ale są też operator i montażysta mucha. Dzięki operatorowi musze mamy 99% scen widzianych dosłownie z lotu muchy (bo na ptaka jest za nisko), a dzięki jego kompanowi mamy piękne efekty przechodzenia przez szklane budynki. Dostajemy też często dosłownie punkt widzenia muchy, mimo iż jesteśmy przekonywani, że tak widzi kot. Panie Pitof, pan nie pierdol.

5) Fabuła. Nie dość, że jest idiotyczna, stereotypowa, absurdalna, to jeszcze przewidywalna. Nieśmiała artystka zmienia się w super seksowną kocicę. Mrau srau. Poboczne postacie są równie przekonujące co Patience. Sharon Stone to stalowy manekin, oblubieniec detektyw to stereotypowy detektyw, źli są źli, a dobzi są dobzi, ale źle grają.

Nie wiem czym jeszcze mogę zniechęcić was do tego filmu. Jest to definitywnie najgorszy film, jaki widziałam (nie licząc horrorów). Jest nudny, głupi i źle zrobiony. Chała.

Na pewno nie jest gorszy od "The Room". Przynajmniej Halle Berry jest śliczna, a to już zawsze coś w porównaniu z "The Room". No i ma klasę, bo stawiła się, żeby odebrać Złotą Malinę za tę rolę.

Mimo to, przyznaję, że rekomendacja "nudny, głupi i źle zrobiony" nie sprawia, żebym miał ochotę to obejrzeć.

A czytało się świetnie :) I udał Ci się kolejny bon mot, o tym, że Halle Berry "umiera się w szmaty" :)

OMG ale się uśmiałem przy śmiesznej scenie LOL. Chyba nie macie poczucia chumoru jeśli wam się nie podoba. Mnie się bynajmniej bardzo podoba!

Coś czuję że szanowna recenzentka po prostu się snobuje (słyszałem że jest akredytowaną -- phi -- dziennikarką na London Film Festival) i stąd taka nagła zmiana.

Dwie fajne laski latają i się leją po buziach, nie wiem czego więcej chcieć od kina!!

Gorsze od "Kochaj i tańcz", nie wierzę.

Dobrze zrozumiałem, winą głównej złej jest to, że używa kremu? Szkoda, że jest to film źle zrobiony, inaczej, sądząc po streszczonej przez Ciebie fabule, byłby piekielnie śmieszny.

PS Mój kot nie lubi ryb :P

Na blue-rayu musi być niesamowity.

Ja się tak nie zgadzam! Chichram się z recenzji filmów, których nigdy w życiu nie miałem i nie mam ochoty obejrzeć... Napisz czasem o czymś normalnym, żebym chociaż wiedział o czym piszesz. =}

To faktycznie tragiczny tytuł. Gdyby Ed Wood żył właśnie takie filmy by dzisiaj kręcił.

Dodaj komentarz